Kiedy rozważa się wzajemne powiązania pomiędzy spowiedzią a psychoterapią, to najczęściej ocenia się je jako konkurencyjne. A ponieważ praktyka spowiedzi, w odróżnieniu od psychoterapii, ma wielowiekową tradycję, niektórzy uważają, że psychoterapia odbiera spowiedzi to miejsce, które zajmowała w chrześcijańskiej tradycji.
Myślę, że jest w tym wiele racji, bo jak pokazują badania, w miarę jak maleje liczba spowiedzi, wzrasta zapotrzebowanie na psychoterapię. Zjawisko to niewątpliwie jest efektem zeświecczenia społeczeństwa. Niektórzy mówią, że też pewnej mody. W pewnych kręgach wypada mieć swojego psychoterapeutę „dla pełniejszego osobistego rozwoju”, tak jak wśród uczniów wypada mieć „korki”, czyli korepetycje (kiedy ja chodziłam do szkoły, to tylko najsłabsi uczniowie potrzebowali korepetycji).
konfesjonał naszego Założyciela
Sługi Bożego Ks. Wojciecha Piwowarczyka
Ale idąc głębiej, wzrost zapotrzebowania na psychoterapię, przy jednoczesnym odrzuceniu praktyki spowiedzi, jest przede wszystkim świadectwem wspólnej wszystkim ludziom, głębokiej potrzeby wypowiedzenia swoich win, lęków, przeżywanych konfliktów przed inną osobą, by uzyskać usprawiedliwienie, zrozumienie i odciążenie. Jeśli więc odrzuca się indywidualną spowiedź, którą praktykują katolicy, to w to miejsce powstają różne praktyki jej podobne.
Można więc powiedzieć, że psychoterapia jest pewną namiastką spowiedzi, podobnie jak wszelkie programy medialne typu „talk-show”. Ale można też podejść do problemu inaczej i zapytać, w jaki sposób doświadczenia psychoterapii mogą pomóc w pogłębieniu praktyki spowiedzi, a nie jej zastąpieniu?
Niewątpliwie istnieją istotne różnice pomiędzy spowiedzią a psychoterapią. W spowiedzi istotna jest wiara, że sam Bóg w osobie kapłana ma moc odpuszczania grzechów.
Słowo „grzech” jest tu bardzo istotne. Pius XII powiedział, że największym nieszczęściem naszych czasów jest zanik poczucia grzechu, życie w taki sposób, jakby grzech nie istniał. Słowo to prawie znikło ze współczesnego słownictwa. Bo współcześnie wydaje się, że nikt nie grzeszy. Współczesny człowiek ma co najwyżej słabości. A skoro nie grzeszy, to nie ma potrzeby spowiadania się. Poza tym przyzwyczailiśmy się patrzeć na swój grzech jedynie w aspekcie społecznym: kogoś okradłem, oczerniłem, okłamałem. Tymczasem spowiedź powinna nam przypominać, że za każdym razem, kiedy kogoś krzywdzę, to grzeszę przeciwko Bogu. Bo za każdym człowiekiem stoi sam Bóg, aby go bronić.
Syn marnotrawny, kiedy wrócił do domu, nie powiedział swemu ojcu, że zgrzeszył wobec niego, ale wyznał „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem Ciebie”. Podobnie Dawid, gdy zgrzeszył z Batszebą i zabił rękami wroga jej męża, mówi do Boga „Przeciwko Tobie zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą”.
W relacji, jaka zachodzi w spowiedzi, Bóg nie jest tylko sędzią, przed którym wyznajemy nasz grzech – Bóg jest stroną obrażoną, okłamaną, zdradzoną. Przez spowiedź następuje pojednanie z Bogiem. Oczywiście, mój grzech, oprócz Boga, dotyka też konkretną osobę, rani Kościół, wspólnotę, społeczność, w której żyję.
O ile spowiedź dotyczy obiektywnego stanu rzeczy (np. ktoś został okradziony), zła wyrządzonego Bogu i człowiekowi, to psychoterapia jest skoncentrowana na subiektywnych przeżyciach osoby, jej stosunku do zaistniałej sytuacji, poszukiwaniu przyczyn i motywacji, także tych nieświadomych. W psychoterapii oczekujemy zrozumienia, uwolnienia od negatywnych emocji, znalezienia wyjścia z trudnej sytuacji. Ale żaden terapeuta nie uwolni nas od grzechu. I nikt z nas nie jest w stanie odpuścić grzechów, ale możemy darować tym, którzy nas skrzywdzili. Psychoterapia ma też pomóc w procesie przebaczenia.
Ksiądz w konfesjonale niekoniecznie musi nas zrozumieć, udzielić emocjonalnego wsparcia czy nawet coś poradzić, ale to, co zrobi, to w imię Jezusa odpuści nam nasze grzechy.
Jednym z problemów w spowiedzi jest psychologizacja. Przejawia się w tym, że zaczynamy zbyt dużo uwagi poświęcać naszym duchowym stanom, oceniamy konflikty, stosunki z innymi ludźmi, staramy się wytłumaczyć grzech. Cała ta dyskusja ma na celu uniknięcie obnażenia grzechu i zamianę obiektywnego grzechu w subiektywne poczucie winy. Całą energię człowiek wkłada w obwinianie siebie lub innych i tak jest na tym skoncentrowany, że nie spotyka miłosiernego Boga. To postawa Judasza, który poczuł się winny i nawet wyraził skruchę, ale nie wyspowiadał się przed Bogiem, nie stanął z Nim twarzą w twarz i nie poprosił o przebaczenie.
Innym problemem jest niebezpieczeństwo zwane legalizmem. Spowiedź przekształca się w poszukiwanie rozbieżności pomiędzy przykazaniami a naszym postępowaniem. Jest swoistym tropieniem przestępstw, które podpadają pod określone paragrafy. A w akcie spowiedzi jest się jednocześnie oskarżonym, prokuratorem i obrońcą w jednej osobie. Czasem nawet i sędzią. Tutaj też nie ma szans na spotkanie z Bogiem, bo jest to ślizganie się po powierzchni, nie szuka się korzenia grzechu, nie zachodzi przemiana wewnętrzna. I tutaj można czerpać z doświadczeń psychoterapii, poprzez włączenie refleksji nad swoimi wewnętrznymi nastawieniami, bo np. pod formalnym wyznaniem, że złościłem się na innych i byłem dla nich niemiły, kryje się moje poczucie, że nie doceniono mnie, pominięto albo mam problem z uznaniem czyjegoś autorytetu, zdolności.
Często wypominamy sobie, że nie mamy silnej woli i pomimo postanowień, wciąż popadamy w te same grzechy. Chcielibyśmy być silnymi herosami, wyrywającymi raz na zawsze chwasty grzechu.
Doświadczeni znawcy życia duchowego twierdzą, że zamiast walczyć z grzechem, określoną wadą, trzeba pielęgnować cnotę przeciwną. Gdy jesteś skąpy, spróbuj dawać większe datki na tacę, kupić żonie bukiet kwiatów, chociaż i tak za kilka dni zwiędną. Zamiast pełnego mocy herosa zobacz w sobie raczej ogrodnika, który stopniowo z maleńkich nasion hoduje rośliny. Zamiast odwracać głowę i przechodzić na drugą stronę ulicy, spróbuj powiedzieć zwyczajne „dzień dobry”. Następnym razem może nawet uda ci się uśmiechnąć do kogoś, kto cię skrzywdził. Taką drogę „małych kroków” proponuje się także w terapii. Uzależniony alkoholik nie wie, czy kiedyś znowu nie sięgnie po alkohol, ale każdego dnia może wstać z postanowieniem: dzisiaj się nie napiję. Nasze postanowienie poprawy typu „już nigdy nie popełnię tego grzechu” wpędzi nas w pułapkę i totalne zniechęcenie, a w końcu zaniechanie spowiedzi. Tymczasem spróbuj dzisiejszy dzień przeżyć bez popadania w ten grzech, a potem następny. A gdy upadniesz, to w konfesjonale znajdziesz księdza i zaczniesz od nowa. Ogrodnik wyrywa chwasty, a one wciąż uparcie wyrastają.
Z punktu widzenia psychologii problem wcielenia w życie owoców pokuty, dobrych postanowień, to nie tyle nasza słaba wola, ale brak wewnętrznej gotowości do zachowań według określonych wzorców. Jedna z prawd psychologicznych głosi, że jeżeli człowiek znalazł się w trudnej dla niego sytuacji, to będzie działał według logiki sił danej sytuacji, a nie swojej wolnej woli. Sztuka polega więc na unikaniu takich sytuacji. Kiedy więc masz problem np. z zachowaniem czystości, to unikaj oglądania filmów erotycznych, bo nie powstrzymasz reakcji swojego ciała, nawet jak masz silną wolę. Gdy jesteś alkoholikiem, dalekim łukiem obchodź miejsca, gdzie podają alkohol i nie przebywaj w towarzystwie pijących.
Psychoterapia na pewno nie ma klucza do zrozumienia spowiedzi, tej tajemniczej relacji zachodzącej pomiędzy Bogiem a człowiekiem, który wierzy w odpuszczenie grzechów. Ale może pomóc przejść od powierzchownego widzenia grzechu do jego źródła i pokazać, jak żyć w przyszłości, by wcielić w życie dobre postanowienia.
Lucyna Styś
(art. z naszgo biuletynu
z działu Okiem psychologa)