Z Ewangelii według św. Łukasza 23, 35-44
„A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym». Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: «Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie». Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: «To jest Król Żydowski». Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju». Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej.”
Mój Jezu, pragnę zjednoczyć się z Tobą w przeżywaniu Twej Męki, ofiarować Ci tę godzinę obecności, miłości, współczucia i dziękczynienia. Godzinę czuwania, której nie ofiarowali Ci uczniowie w Ogrodzie Oliwnym, a której tak bardzo pragnąłeś. Chcę rozważać i przeżywać z Tobą każdy moment, każdą gorycz i cierpienie przyjęte dla mojego szczęścia i zbawienia. Poprowadź mnie przez tajemnicę Twojej ofiary i pozwól mi wniknąć w tajniki Twego Serca i Twego bólu. Wiem, że nie mam możności, by go w pełni zrozumieć i poczuć, ale podaruj mi Panie tę cząstkę siebie, do której zechcesz mnie dopuścić, tak aby moje serce zostało przez Ciebie zdobyte, z Twoim przebite i złączone.
Maryjo, Matko ukrzyżowanego Pana, poprowadź mnie proszę przez to rozważanie, bo bardzo pragnę ofiarować mu godzinę modlitewnego czuwania. Ty byłaś złączona
z cierpiącym Synem całą mocą macierzyńskiej miłości i troski. Dopomóż mi w proszę w zjednoczeniu się z Jezusem przez modlitwę serca.
KONANIE
Ukrzyżowany Jezu rozpoczęły się ostatnie chwile Twego ziemskiego życia. Godziny bezgranicznego cierpienia, gdy konałeś w skrajnych męczarniach, udręczeniu duszy i ciała, w opuszczeniu i pohańbieniu. Kiedy czas biegnie do swego kresu przychodzi najbardziej newralgiczny, szczególnie ciężki moment życia. Konanie to sytuacja krańcowa, w której dobrze jest zapewnić człowiekowi maksymalnie bezpieczne i intymne warunki, otoczenie życzliwych osób, modlitwę i szacunek. To moment trwogi i niepewności, walki o duszę, wątpliwości czy cały życiowy depozyt i ufność zostały złożone w dobrych rękach. Czy wiara i nadzieja były mrzonką, czy nie przyjdzie zawód, czy po drugiej stronie czeka potępienie, a może niebyt? To chwila skoku w przepaść, zdania się na Ciebie Zbawicielu. Ty sam Panie konałeś wśród nieprzyjaznych ludzi, w ponurej atmosferze przekleństw i drwin, pozbawiony szacunki i intymności. Byłeś prowokowany do zwątpienia i podburzany do ambicjonalnego udowadniania swoich racji. Umierałeś zaliczony do grona przestępców.
Nad Twoją poranioną głową widniała tabliczka z wypisanym na polecenie Piłata, tytułem Twojej winy. W zamierzeniu miał być prześmiewczy, w wymiarze politycznym ostrzegawczy, ale też złośliwy wobec oskarżających Cię i skazujących dostojników żydowskich. W rzeczywistości stał się świadectwem prawdy i proroctwem.
Napis głosił: „Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski”. Tabliczka umieszczona na górnej części krzyża wydaje się niejako jego koroną, co było precedensem w praktyce rzymskiej, gdyż tytuł winy przytwierdzano zwyczajowo na dole. Tym razem jednak Piłat obawiał się, że zostanie on zerwany przez wściekłych Żydów, którzy żądali inskrypcji, iż to tytuł samozwańczy. Ponadto napis sporządzono w trzech językach – hebrajskim, łacińskim i greckim, które uczyniły Twój tytuł uniwersalnym. Napis miał być czytelny dla licznych narodowości przybywających w święto Paschy do Jerozolimy, ostatecznie stał się proklamacją dla wszystkich pokoleń i narodów. Pod nim wisiał i konał Zbawiciel, Król Wszechświata.
To, co miało być tytułem Twojej winy Jezu, stało się proroczym tytułem chwały, chwały pieczętowanej krwią i miłością.
Twoje bolesne konanie miało Jezu liczną widownię. Na Golgocie zebrało się wiele osób, zwykłych obserwatorów, łowców sensacji, wstrząśniętych obrotem spraw mieszkańców Jerozolimy i ich gości. Nie zabrakło przedstawicieli żydowskiej starszyzny, którzy przybyli, by triumfować. Ileż satysfakcji odczuwali widząc, że umierasz, ile radości, że udało się do egzekucji doprowadzić. Ostatecznie pozbyli się niewygodnego proroka, który wytykał ich błędy. Nie… nie takiego Mesjasza sobie zaplanowali. Wyeliminowali go nareszcie, udało się! Na koniec nie darowali sobie paskudnych ataków werbalnych, tak, żeby jeszcze dokopać, żeby jeszcze dopiec… Umierałeś wśród urągań, szyderstw i kpin. Wyśmiewali Twoją godność mesjańską, czuli się bezpieczni i bezkarni. Zejdź z krzyża cudotwórco! Wybaw sam siebie! Jeśli jesteś Synem Bożym zrób jakąś sztuczkę i udowodnij swe moce! Nabijali się z prawdy, aby ją zneutralizować i ośmieszyć, a przez to wyeliminować. A przecież, znając Pisma, tak łatwo mogli w Tobie rozpoznać cierpiącego sługę Jahwe.
Ty Panie nie dałeś się sprowokować, ani zaszantażować, nie dałeś się zwieść z obranej drogo ofiarnej. Oczywiście – jednym aktem woli mogłeś się uwolnić, jednym spojrzeniem powalić przeciwników, udowodnić swoją potęgę. Nie pokonali Cię jednak szatańskimi atakami na ambicję, nie ugiąłeś się. Twoim świadectwem była miłość - niemożliwa do rozpoznania i pojęcia dla zatwardziałych serc, nieczytelna dla zaślepionych pychą, choć na ich oczach spełniały się słowa psalmisty:
Sfora psów mnie napadła,
otoczyła mnie zgraja złoczyńców.
Przebodli moje ręce i nogi,
policzyć mogę wszystkie moje kości.
Człowiek bywa bardzo kreatywny w pokonywaniu pokonanego, w znęcaniu się nad słabym, w kopaniu leżącego. Czuje wtedy władzę i satysfakcję. Agresja, brutalność, okrutne słowa, wyszydzanie to owoce nienawiści, która opanowuje wiele serc i zbiera ogromne żniwo. Mogą zmieniać się metody działania, przybywa bardziej wyrafinowanych środków, ale nienawiść i pogarda pozostają te same. Nadal wobec prawdy stosowana jest szatańska strategia ośmieszenia jej, wykpienia. Prawda przedstawiona jako karykatura staje się w oczach ludzi obciachem, czymś wstydliwym, przejawem zacofania. Odwracanie pojęć, ukazywanie dobra jako zło lub głupota, trafia do słabszych, zakompleksionych umysłów. Człowiek chce należeć do tych, których przedstawia mu się jako postępową elitę i nie wie nawet, że ktoś celowo poddał jego system wartości perfidnej obróbce i destrukcji.
I całe to barbarzyństwo wziąłeś Jezu na siebie, by za nie zapłacić, zadośćuczynić. Do prześladowców wypowiedziałeś ostatkiem sił poruszające do głębi słowa: „Odpuść im Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią”. To najszlachetniejsze, najbardziej uniwersalne usprawiedliwienie, pełna miłości i życzliwości najdoskonalsza modlitwa wstawiennicza o przebaczenie. To niezaprzeczalny fakt – nie wiemy, co czynimy zabijając Boga, wyrzekając się Go na najrozmaitsze sposoby, ośmieszając prawdę. Nie rozumiem, co czynimy krzywdząc bliźniego. Nie ogarniamy spraw przez pryzmat wieczności, nie pojmujemy, czym jest grzech, jakie są jego konsekwencje i niszcząca siła. Nade wszystko nie rozumiemy, co zrobiłeś dla nas Ty Panie. Ogarnij moje serce Jezu światłem poznania, daj mi proszę łaskę rozumienia rzeczy w Twojej Boskiej perspektywie, a gdy błądzę w nieświadomości włącz mnie w swoją modlitwę – Odpuść Ojcze, bo nie wie co czyni.
Zaliczono Cię Jezu między złoczyńców, skazano Cię na karę, jaką ponosili najwięksi przestępcy. Konałeś między łotrami jako jeden z nich. Trzy krzyże, trzej skazańcy, dwóch grzeszników, jeden Bóg. To tu rozegrała się wielka opowieść o zbawieniu, wydarzyło się jej wielkie otwarcie.
W ogień krzyków i przekleństw, szyderstw i kpin włączył się jeden ze współskazanych. Z drwiną zapytał – Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas.... Drugi łotr, znany pod imieniem Dyzma, zachował się zaskakująco, odważnie poszedł pod prąd, wsłuchał się w swoje sumienie, postąpił uczciwie. Skarcił kamrata i wobec wszystkich uznał, że Ty w przeciwieństwie do nich, cierpisz niewinnie, że nic złego nie uczyniłeś. Przyznał, że ponosi sprawiedliwą karę – to wielkie słowa. Dyzma stanął w prawdzie o sobie i tym samym otworzył się na łaskę, która natychmiast rozszerzyła jego serce - rozpoznał w Tobie Króla i pojął istotę Twego Królestwa. Wystarczyła już jedna prośba - Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jakież w tej niezwykłej chwili musiało być Twoje szczęście Panie, jaka radość zbolałego serca! Natychmiast otworzyłeś z niewyczerpaną hojnością przepaście miłosierdzia. Dziś jeszcze będziesz ze Mną w raju - co za obietnica, co za dobroć! Wystarczyło tak niewiele i grzesznik stojący na skraju przepaści – tuż przed śmiercią – został ocalony. Wyzwoliła go prawda, uczciwa prawda o sobie. To ona skruszyła kamienne serce przestępcy. Dla Ciebie Jezu nie miał znaczenia bagaż grzechów tego człowieka, ciężkość jego win, Ty przecież właśnie spłacałeś jego dług. Dla Ciebie miała znaczenie jego skrucha i akt woli. Dyzma zapragnął nieba, chciał być z Tobą, powierzył się Twojej łasce. Jedynie westchnął do Ciebie i to westchnienie stało się potężnym gongiem otwierającym bramy raju. Nie wiemy jak wielkie grzechy obciążały sumienie łotra, wiemy, że stał się pierwszym zbawionym na mocy Twej męki. Ocalony grzesznik – dla takich podjąłeś krzyż, dla takich przyszedłeś na świat, dla takich oddajesz życie. Twoje bolesne konanie właśnie wydało owoc. Ciemność i grozę Kalwarii rozświetlił blask miłosierdzia.
Pozwól mi Jezu pamiętać, że póki żyjemy, nigdy nie jest za późno na skruchę, na konfrontację z prawdą o sobie, nigdy nie jest za późno na wezwanie Twego świętego Imienia.
Niestety z przeciwnej strony krzyża przyszedł cios. Drugi z łotrów pozostał zacięty w swojej pysze, bucie i arogancji, nie uznał swojej winy, nie otworzył się na prawdę o sobie, a tym samym o Tobie. Drugi skazaniec to tak naprawdę najtragiczniejsza postać na Kalwarii. Był tak blisko, na wyciągnięcie ręki od Zbawiciela, był świadkiem Twojej rozmowy z Dyzmą. Pozostał zamknięty w skamielinie swego serca. Dwa Twoje konania – to w Getsemani i to teraz na krzyżu – splotły się w osobie drugiego łotra. Tam cierpiałeś śmiertelny smutek wiedząc, że dla niektórych Twoja męka pozostanie bezowocna, że nie wyciągną ręki po klucz do nieba, że Twoja miłość spotka się z zimną obojętnością i odrzuceniem. Teraz, konając na krzyżu doświadczasz tej koszmarnej rzeczywistości. Przepraszam Cię Panie za lód obojętnych ludzkich serc. Proszę dla nich o łaskę światła, o skruszenie łańcuchów pychy. Proszę Cię Jezu o to teraz, gdy jesteś tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
Panie mój i Królu, mój Bracie i Przyjacielu konający w nieopisanych męczarniach zgotowanych Ci rękami nienawiści. Nawet w tych ostatnich chwilach życia słyszysz zewsząd przekleństwa i szyderstwa, widzisz wrogość i złośliwość. Walczysz o każdy oddech, z trudem wymawiasz słowa. Te słowa jednak mają potężną moc, są wyłącznie miłością
i przebaczaniem. Prosisz Ojca o darowanie win oprawcom, łotrowi obiecujesz raj, miejsce w Twoim Królestwie. Nad Twoją skrwawioną głową widnieje jak sztandar królewskie miano. Spod tabliczki z tytułem winy wylewa się nieskończony strumień miłosierdzia, gotów wylać się na każdego, kto pragnie przebaczenia. Świat dzieli się niestety, symbolicznie i realnie, na dwie strony krzyża. Tych po prawej i tych po lewej. Klękam przed Tobą konający, cierpiący Jezu i proszę, teraz - gdy zasiadasz na swym tronie miłości - wspomnij na mnie. Przynoszę Ci też wszystkich konających, stojących na krawędzi życia – wzmocnij ich swoją łaską, rozświetl mrok, stań przy nich wraz ze swoją najczulszą Matką by nie ulegli najcięższej pokusie zwątpienia i rozpaczy.
Maryjo zanieś moją modlitwę przed tron konającego Syna, pomóż mi wytrwać przy Nim w każdych okolicznościach. Trzymaj mnie proszę przy Twoim Niepokalanym Sercu, bo przy nim niezawodnie usłyszę bicie Serca Jezusa.
Autor rozważań Dorota