maty lazienkowe bruksela ukrzyzowanie jezusa w saint michael katedrze.jpg

                    Z Ewangelii według św. Marka 15, 23-24

„Tam dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać.”

Mój Jezu, pragnę zjednoczyć się z Tobą w przeżywaniu Twej Męki, ofiarować Ci tę godzinę obecności, miłości, współczucia i dziękczynienia. Godzinę czuwania, której nie ofiarowali Ci uczniowie w Ogrodzie Oliwnym, a której tak bardzo pragnąłeś. Chcę rozważać i przeżywać z Tobą każdy moment, każdą gorycz i cierpienie przyjęte dla mojego szczęścia i zbawienia. Poprowadź mnie przez tajemnicę Twojej ofiary i pozwól mi wniknąć w tajniki Twego Serca i Twego bólu. Wiem, że nie mam możności, by go w pełni zrozumieć i poczuć, ale podaruj mi Panie tę cząstkę siebie, do której zechcesz mnie dopuścić, tak aby moje serce zostało przez Ciebie zdobyte, z Twoim przebite i złączone.

Maryjo, Matko ukrzyżowanego Pana, poprowadź mnie proszę przez to rozważanie, bo bardzo pragnę ofiarować mu godzinę modlitewnego czuwania. Ty byłaś złączona z cierpiącym Synem całą mocą macierzyńskiej miłości i troski. Dopomóż mi w proszę w zjednoczeniu się z Jezusem przez modlitwę serca.

                                                                                                                                           UKRZYŻOWANIE

Gdy dotarłeś na miejsce stracenia żołnierze podali Ci wino zaprawione goryczą. Ty jedynie skosztowałeś i odmówiłeś wypicia. Dlaczego Jezu? Czy dlatego, że napój Ci nie smakował? Przecież byłeś skrajnie spragniony i każda ciecz mogła przywrócić Ci nieco sił. Nie Panie, powód był zupełnie inny. Rozpoznałeś rodzaj podsuniętego przez rzymskich żołdaków napoju. Dodana do wina mirra sprawiła, że miało piękny zapach, w smaku było gorzkie, nabrało natomiast właściwości odurzających i znieczulających. Gest oprawców był humanitarny, chcieli zmniejszyć Twoje cierpienie. Jednak nie chciałeś go zmniejszyć Ty. Jezu Twoją decyzją było wypicie kielicha męki aż do końca, bez znieczulenia. Chciałeś przyjąć ból w całej jego pełni, świadomie i zupełnie dobrowolnie. Oddałeś się całkowicie z posłuszeństwa i miłości. Gdybyś wspomógł się środkiem otumaniającym zaprzeczyłbyś samemu sobie, ofiara stałaby się niepełna. Cierpienie, które było przed Tobą – było przerażające, ale Ty zgodziłeś się w nie wejść i nie szukałeś drogi na skróty. Twoja ofiara za mnie była na serio.
Chylę, przed Tobą Jezu, głowę w milczącym uwielbieniu i zatrwożeniu jak wielkie było to samopoświęcenie, jak bohaterski był Twój czyn. Przyjąłeś na siebie niewyobrażalny ból bez znieczulenia, ale nie oczekujesz ode mnie tego samego. Nie zobowiązujesz nikogo do heroizmu, a jeśli widzisz kogoś, kto chce Cię naśladować w tym wyborze - uzdalniasz go do tego, co przewyższa ludzkie siły i naturę.
Wspierasz słabość człowieka w łagodzeniu bólu, przynosisz ulgę. W czasie swej ziemskiej wędrówki leczyłeś zbolałe tłumy, świadczyłeś miłosierdzie, niwelowałeś cierpienie. Twoje własne - przyjąłeś do najgłębszej głębi, czyniąc je dowodem bezgranicznej miłości. Przed nim przyklękam i za niego błogosławię Ciebie Panie.
Na krzyż natomiast wziąłeś ze sobą Jezu tych wszystkich, którzy nadużywają szkodliwych środków zmieniających świadomość. Ty odrzuciłeś wino, które miało Cię odurzyć i odciąć od rzeczywistości, człowiek natomiast często poszukuje takich specyfików, gdy nie chce się mierzyć z realnym życiem. W starciu z problemami staje się tchórzem i ucieka w używki. Alkohol, narkotyki, dopalacze i inne wymyślne środki to wciąż powiększająca się oferta świata. Początkowo te środki mają być lekarstwem na ból istnienia, ostatecznie niszczą ciało, kiereszują psychikę, rozbijają rodziny, wyjaławiają emocje, zabijają ducha swych ofiar. Dla dystrybutorów stają się źródłem niewyczerpanych dochodów, brudnego bogactwa. Stosowane są dla chwilowej, złudnej przyjemności, a naprawdę tworzą masę ogłupionych, bezwolnych istot. Powierzam Jezu zasługom Twej męki ludzi niepotrafiących żyć świadomie, nieumiejących przyjąć własnego krzyża, nierozumiejących sensu życia, tych którzy zamiast szukać siły w Tobie, zamiast rzucić się w Twoje rozpostarte ramiona rzucają się w odmęty nałogów, toną w błocie uzależnień. Wzmocnij ich wątłe siły, a tych, którzy zarabiają na ludzkim nieszczęściu przemień i oświeć swoją łaską.

Tuż przed ukrzyżowaniem doświadczyłeś Jezu ponownie aktu upokarzającego obnażenia. To było nie tylko poniżenie, ale też potworny ból fizyczny. Pozbawiono Cię wierzchniej szaty i zdarto przyschniętą do ran tunikę, tę którą nałożono na Ciebie niedługo po biczowaniu. Włókna tkaniny przyschły do otwartych ran, dociśnięte belką krzyża wniknęły w głąb tkanki. Nagle brutalnie zerwane sukno pociągnęło ze sobą skrzepy i kawałki ciała, otworzyło rany. My pieścimy się ze sobą, gdy przyjdzie nam odkleić mały plasterek, staramy się o delikatność zabiegu, jak więc trudno wyobrazić sobie ból, który zadano Ci zdzierając tunikę.
Stałeś Jezu zalany świeżą krwią, pozbawiony okrycia, zupełnie nagi. Ponownie wymierzono cios Twojej skromności i wstydliwości, wystawiono Twoją nagość na publiczne widowisko. Nie miałeś gdzie się skryć, poddałeś się żarłocznym oczom gapiów, nie doświadczyłeś nawet tego podstawowego, należnego każdemu szacunku.
Obnażając Cię Panie, chcieli pozbawić Cię także jedynej, ostatniej rzeczy, która do Ciebie należała – Twojej sukni. Tej utkanej z miłością, być może przez Twoją Matkę, tak przez to miłej sercu szaty. Ty jednak oddałeś ją dobrowolnie by dopełnić ofiary, ogołociłeś się ze wszystkiego, oddałeś całe swoje bogactwo w człowiecze pazerne ręce. Patrzyłeś jak
o tę cenną tunikę żołnierze rzucają losy, jak bardzo chcą przejąć ją na własność, jak staje się fantem.
Człowiek burzy się, buntuje, złorzeczy, załamuje, gdy ktoś przemocą lub sposobem odbiera mu jego własność. Ileż nieszczęść i biedy wyrządzają złodzieje, lichwiarze, bezduszni bankierzy, bezwzględni komornicy, mafie czy drobni cwaniacy. Jakie upokorzenie i bezradność odczuwają oszukani, okradzieni, wykorzystani, obrabowani z ostatniej koszuli, pozbawieni środków do życia. Ty Jezu stoisz wraz z nimi, Ty obnażony Bóg, I Ty otrzesz każdą łzę poszkodowanych, jeśli swoje nieszczęście powierzą Tobie, złączą z Twoim cierpieniem. Na krzyż bierzesz także winy nielitościwych chciwców, by za nie zadośćuczynić, płacisz krwią i poniżeniem za ich okrutne serca.

Pozbawiony wszystkiego Panie, kaci już nie czekają, przystępują do swej sadystycznej roboty, biorą gwoździe i rozciągają Twoje ręce na belce. Następuje najbardziej mrożący krew w żyłach moment przybicia do krzyża. Rozlega się rozdzierający serce tępy huk młotów, gwoździe wbijają się coraz głębiej w Twoje ciało. Człowiek wrażliwy chce odwrócić oczy, czuje ciarki przerażenia, są jednak i takie krwiożercze spojrzenia, które sycą się widokiem potwornych męczarni.
Wielkie gwoździe przymocowały Cię Panie do krzyżowego drewna. Często wyobrażamy sobie, że przebito się przez środki dłoni. Ślady na Całunie Turyńskim mówią jednak, że Twoje ręce zostały przebite w nadgarstkach. Umieszczenie gwoździe we wgłębienia dłoni byłoby nieskuteczne, bo nieliczne mięśnie, jakie w tam występują, nie udźwignęłyby ciężaru wiszącego ciała, rozerwałyby się szybko. Nadgarstek był dla katów praktyczniejszy, ponadto powodował większe cierpienie, gdyż przebiega tam czuciowy nerw pośrodkowy, a jego zranienie powoduje nieludzki, niewyobrażalny ból.
Aby zwielokrotnić Twoją mękę nie przybito Cię symetrycznie. Prawy nadgarstek przybito przy dolnej krawędzi poprzeczki, lewy w pobliżu jej krawędzi górnej. W efekcie spowodowało to - po uniesieniu na pionowy pal - przechylenie Twego ciała i znacznie utrudniało i tak już arcytrudne wznoszenie go w celu zaczerpnięcia oddechu.
Twoje stopy Jezu przebito jednym grubym gwoździem układając je jedna na drugiej. Aby ta tortura się powiodła kaci musieli najpierw zwichnąć Twoją prawą stopę w stawie skokowym. Chcieli tym umożliwić Ci ruch wznoszenia ciała ku górze i tym samym przedłużyć konanie. Po każdy oddech musiałeś się dźwigać na zwichniętej i przebitej stopie. Gwoźdź przytwierdzający Twoje nogi do krzyża uszkodził nerwy podeszwowe, sprawiając okrutną mękę.
Rzymianie zaplanowali dla Ciebie Jezu najcięższą wersję ukrzyżowania – kary popularnej, często wymierzanej niewolnikom i podbitym ludom. Istniało wiele sposobów krzyżowania, dla Ciebie wybrano skrajnie dolegliwą. Pod stopy nie dano Ci podpórki, zastosowano przybicie gwoździami, ręce w wyrafinowany sposób przybito niesymetrycznie. Każdy szczegół był obmyślony w odsłonie najokrutniejszej.
Twoje dłonie jednak nie były wolne od ran. Na ich grzbietowych powierzchniach Całun uwidacznia całkowite zdarcie i skóry i podskórny – właściwie oskalpowanie. Powstało ono przez obcieranie się dłoni o szorstką powierzchnię belki podczas, gdy unosiłeś ciało w górę.
Na krzyżu wisiałeś Jezu z całkowicie unieruchomionymi rękami i nogami, fizycznie niezdolny do żadnego działania, bezradny w swej niemocy. A jednak to właśnie w tym położeniu zbawiłeś świat, to tu wylała się nieograniczona moc miłości. Ten paradoks nadaje sens naszej ludzkiej słabości, odziera ją z pozorów braku mocy, jest jasnym światłem dla wszystkich chorych, unieruchomionych, niezdolnych do działania, fizycznie wyłączonych z życia. Bo właśnie w tym położeniu, wpatrzeni w Twoje Serce, wzmocnieni Twoją potęgą, mogą dokonać rzeczy największych. Mogą ofiarować siebie wraz z Tobą i z Tobą zbawiać świat, ratować dusze, obdarowywać miłością. Ci bezsilni mają siłę największą, bo są obrazem Ukrzyżowanego. I choćby ich nogi były niesprawne, a ręce omdlałe, ich zdanie się na Ciebie, ciche pokorne westchnienie do Ojca - ma moc rozdarcia niebios.

Patrzysz na mnie z wysokości krzyża, a w Twoich oczach jest tylko miłość. Wyryłeś na swoich rękach moje imię i z nim oddajesz się Ojcu, wyryłeś je na swoich nogach i z nim do Ojca idziesz. Unosisz mnie mocą miłości do swego Królestwa, choć żelazo przebijających Cię gwoździ wytopione jest z moich grzechów. To przerażająca prawda – i ja jestem wśród katów, i ja przygotowałem narzędzia Twojej męki. Ty jednak, wbrew ludzkiej logice przyjmujesz je z miłością, przemieniasz w akcesoria zbawienia. Należną za moje grzechy karę wiecznego potępienia, zamieniasz, swoim dobrowolnym poświęceniem, na klucz do nieba. Moje serce przepełnia przeogromna wdzięczność, a do oczu cisną się łzy żalu i skruchy. Jak cenne są te łzy – wiesz tylko Ty - bo w Twej Boskiej perspektywie - są to diamenty zdolne przeciąć żelazo.
Pozwól mi Jezu płakać nad moją niewiernością, daj mi łaskę żalu, skrusz łańcuch bezkrytycznej samooceny, rozmywania winy i bagatelizowania grzechu, a przez to uczyń moje serce wolnym do przyjęcia Twego przebaczenia. Uczyń we mnie wolną przestrzeń na wdzięczność za spłatę mojego długu, a wtedy moje serce wypełni się szczęściem. Poczuję wreszcie jak bardzo mnie kochasz.

Panie mój i Królu, mój Bracie i Przyjacielu bezradnie wiszący na krzyżu, przybity do niego rozdzierającymi ciało gwoździami, cały jesteś cierpieniem. Nie znieczuliłeś się, nie odurzyłeś, nie broniłeś, pozwoliłeś się skatować i odrzeć ze wszystkiego.
Stopień cierpienia zależy od stopnia świadomości – Twoja świadomość była najpełniejsza i najgłębsza. Żadna ludzka świadomość nie jest tak doskonała i wszechogarniająca, dlatego żadne nasze cierpienie, choćby największe, nie jest tak bezgranicznie bolesne. Dlatego nie potrafię wczuć się w pełni w ogrom Twej męki przybity do krzyża Panie, ale w krzyczącej ciszy pragnę Cię za ten bezmiar uwielbić.

Maryjo zanieś moją modlitwę przed tron ukrzyżowanego Syna, pomóż mi wytrwać przy Nim w każdych okolicznościach. Trzymaj mnie proszę przy Twoim Niepokalanym Sercu, bo przy nim niezawodnie usłyszę bicie Serca Jezusa.

Autor rozważań Dorota