RadoscCzym właściwie jest i jak się przejawia radość życia? Widoczna była w życiu świętych, bo przecież tam, gdzie miłość, tam jest radość. Zapraszamy, do refleksji i odpowiedzi na to pytanie w zaciszu swego serca. Zaproponowane poniżej rozważanie psychologa na pewno nam w tym pomoże.  Zajrzyjcie więc do tekstu...


 

 


O RADOŚCI ŻYCIA

„RADOŚĆ ŻYCIA 2015” to hasło tegorocznej wyprawy rowerowej, organizowanej przez oblacką wspólnotę NINIWA, która wyruszyła po raz kolejny z Lublińca-Kokotka, tym razem na Wyspy Brytyjskie. Uczestnicy pedałowali  w intencji „rządzących światem, aby w swojej pracy, pozostali zawsze pełni szacunku dla ludzkiego życia”.

Hasło zaintrygowało mnie i skłoniło do refleksji nad tym, czym właściwie jest i jak przejawia się „radość życia”. Wbrew pozorom, nie jest tak łatwo ją zdefiniować. Generalnie, radość można określić jako stan psychiczno-duchowy, który pojawia się, gdy posiądziemy jakieś dobro. Na pewno trzeba ją odróżnić od wesołości, która jest zewnętrznym wyrazem radości i ma charakter emocjonalny i sytuacyjny. Pewnym rodzajem wesołości towarzyskiej jest żart na ogół czyimś kosztem (z kogoś lub czegoś). Natomiast dowcip stanowi słowne określenie sytuacji komicznej o charakterze bardziej obiektywnym. Radość należy też odróżnić od wesołkowatości, która jest wynaturzeniem radości, ma charakter czysto zewnętrzny i jest sztuczna. Może być wzbudzana przez takie zewnętrzne czynniki, jak alkohol, narkotyki, często jest nieadekwatna do sytuacji (np. opowiadanie żartów w kondukcie pogrzebowym) i jest zachowaniem hałaśliwym, impulsywnym i nerwowym.

Dla wielu ludzi radosne życie to życie beztroskie, posiadanie wszystkiego, co tylko się chce, brak zmartwień, trosk, kłopotów i bólu. Prawie każdy ma jednak świadomość, że nie można mieć wszystkiego, a zwłaszcza, nie można mieć zawsze. Radość taka podszyta jest myślą i obawą, że po tych „tłustych” latach przychodzą lata „chude”. A przy tym, jeśli jeden będzie miał wszystko, to ktoś inny nie będzie miał nic. Można posiadać wiele dóbr, które są źródłem radości, ale też i źródłem niepokojów i lęku. Bo te dobra często trzeba ukrywać przed innymi, zabezpieczać kolejnymi zamkami, chować w sejfach, otaczać wysokimi ogrodzeniami i zatrudniać ochronę. Ten rodzaj radości życia nazwałabym radością, która bierze się z „mieć”.

Jest też radość życia, która bierze się z „być”. Sam fakt, że żyję, że zaistniałam, może być już radością, bo przecież mogłoby mnie nigdy nie być. Wiąże się z tym inny doniosły fakt. Choć moje życie miało kiedyś swój początek, to nigdy nie będzie miało końca. Zmieni się jego forma, ale nigdy istnieć nie przestanę. Teraz żyję jako istota cielesno-duchowa. Po śmierci będę żyć jako istota tylko duchowa, bezcielesna. Ale po powszechnym zmartwychwstaniu będę żyć w ciele uwielbionym, przemienionym – jak Jezus.

Dla chrześcijanina „być” znaczy istnieć dzięki miłości Boga. Miłość jest zawsze źródłem uszczęśliwienia. Wystarczy spojrzeć na twarze młodych, zakochanych ludzi, na twarze kochających się małżonków, kochających i kochanych rodziców i dzieci. Warto sobie uświadomić fakty, którymi kochający Bóg nas obdarza, a mianowicie, że jest naszym Ojcem, że Jezus stał się człowiekiem, jednym z nas, że oddał swoje życie, abyśmy byli zbawieni i żyli w wiecznej szczęśliwości, że wciąż nam daje Ducha Świętego, a z Nim światło i moc, byśmy to zbawienie mogli osiągnąć. To są radosne fakty świadczące o boskiej miłości wobec nas. Chrystus mówi, że to powinno nas napełnić radością („To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”).

Wszystko to nie oznacza, że w życiu chrześcijanina nie ma bólu i cierpienia.  W ostatecznym jednak rozrachunku ma ono wartość wyzwalającą, oczyszczającą i przeobrażającą nas. Jak powiedział papież Paweł VI, „jest to ten rodzaj radości, który ma w sobie pewność, że kiedyś osiągnę pełnię szczęścia”.

Czy ta świadomość jest dla Ciebie źródłem radości życia?

Nasze ludzkie istnienie rozgrywa się w czasie, w jego trzech wymiarach: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Tyle tylko, że jak mówią filozofowie, przeszłości już nie ma, przyszłość jeszcze nie nadeszła i tak naprawdę istnieje tylko teraźniejszość. Jan Paweł II powiedział kiedyś: „Wczoraj do ciebie nie należy. Jutro niepewne... Tylko dziś jest twoje.”. Wniosek z tego płynie taki, że radość życia czerpie się głównie z teraźniejszości, z bycia „tu i teraz”. Współcześnie wiele osób nie czuje radości życia, chociaż jak mówią, mają wielu znajomych i sporo kontaktów towarzyskich. Ale gdy się bliżej przyjrzeć, to są to kontakty przez telefon i internet. Jest to bycie razem tylko „teraz”, ale na pewno nie „tu”. Może w tym tkwi przyczyna braku radości.

Nie doświadczy radości życia także ktoś, kto żyje tylko przyszłością i wciąż czeka na coś, co może nigdy nie nastąpi. Nie da też radości przeżywanie na nowo tego, co już przeminęło, nawet gdy było szczęściem, bo teraz już go nie ma. A tym bardziej nie doświadczy się radości życia, gdy bez końca rozpamiętuje się doświadczenia negatywne. Z pamięcią takich bolesnych doświadczeń można zrobić trzy rzeczy:

  1. Można je usiłować wymazać albo wypierać do nieświadomości (czyli udawać, że ich nie było).
  2. Można im spróbować nadać nowy sens, spojrzeć pozytywnie i zastanowić się, czego mnie to bolesne doświadczenie nauczyło, jakie są jego dobre strony i w ten sposób odzyskać radość życia.
  3. Wreszcie można przeżuwać je w kółko.

Są tacy ludzie, którzy cyklicznie odtwarzają swoje porażki i nieszczęścia. Rozdrapują swoje rany i wciąż dotykają bolesnych miejsc, nie pozwalając im się zagoić. Tymczasem w psychologii znane jest zjawisko zwane „optymistyczną tendencją pamięci”, które mówi, że wraz z upływem czasu następuje przesunięcie emocjonalnego zabarwienia naszych doświadczeń, w kierunku bieguna pozytywnego. W języku potocznym ta obserwacja wyrażana jest zdaniem „czas leczy rany”. Trzeba tylko dać szansę temu naturalnemu procesowi. Są jednak ludzie, którzy potrafią skutecznie opierać się tej tendencji. Są pamiętliwi, nie zapominają porażek, krytyki. Hodują w sobie pamięć takich doświadczeń, myślą o odwecie i słodkiej zemście. Zamiast myśleć jak tu sobie i innym sprawić trochę radości, koncentrują uwagę na tym, komu sprawić jak najwięcej przykrości i czerpią z tego swoistą przyjemność (bo przecież nie można tego nazwać radością). Rozpamiętując te bolesne doświadczenia, uporczywie je na nowo przeżuwają, skutecznie zatruwając przeszłymi wydarzeniami swoją codzienność i codzienność innych ludzi. A kiedy już wymęczą siebie i wszystkich dookoła, uznając przy tym, że i tak ich nikt nie rozumie, zataczają coraz szersze kręgi, szukając następnych ofiar, by i im wkrótce zatruć życie. Jeśli więc chcesz się cieszyć życiem, unikaj takich ludzi i trzymaj się od nich z daleka, i sam pamiętaj, że z perspektywy „radości życia” krótka pamięć ma niewątpliwie swoje zalety.

radosc na nowoNigdy nie jest za późno, aby uczyć się smakowania życia i radowania się nim. Ktoś kiedyś przyrównał życie do butelki dobrego wina. Niektórym wystarczy lektura etykiety na butelce, inni wolą jej zawartość, chcą poczuć zapach i smak. Każdy dzień celebrować i smakować jak wino, nawet jeśli dostało się nieźle w kość... Można zacząć od dziś, bo... jeśli nie teraz, to kiedy?

Lucyna Styś