bezpieczny widok na morzeWciąż jeszcze zaglądam na pewne internetowe forum o tematyce powołaniowej. Sporo z niego wynika, ponieważ można mieć jakiś wgląd w sposób myślenia młodych i względnie młodych ludzi.  Wszyscy wiemy, że coraz później młodzi podejmują decyzje co do ich drogi życia. To fakt, nie można z nim dyskutować. Niektóre młode osoby zdają sobie sprawę, że bywa w tym jakiś problem. Podzielę się kilkoma przykładami (nieco skracam i dla czytelności usuwam podstawowe literówki).

Wiosna zadaje pytanie: ?Witajcie! Czy Waszym zdaniem, mając już ponad 20 lat (właściwie będąc nieco bliżej trzydziestki niż dwudziestki), powinno się wiedzieć, czego się w życiu chce? Patrząc na zamężne koleżanki i żonatych kolegów, a także słysząc czasami słowa znajomych sióstr (?w tym wieku trzeba się już na coś decydować, bo później jest już trudniej?), odnoszę wrażenie, jakbym była kimś bardzo nieporadnym. Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi?. Fau odpowiada: ?Jakbym czytała o sobie. Chociaż mnie nikt nie ?popędza?. I od dłuższego czasu wiem, obserwując znajome pary/małżeństwa, że to nie dla mnie. Co innego zakon... I uważam, że w końcu trzeba się zdecydować na ten duży krok. Bo tak naprawdę to chyba nigdy nie jest się na 100% pewnym co do jakiejkolwiek decyzji co do tego co się chce robić w życiu?. Jadzik dodaje: ?Wiesz kochana ja w tym roku kończę 30 lat i też jeszcze nie wiem co robić!!!?. Piotr dorzuca: ?Nie jesteś sama, Wiosna! Ja jestem po nieudanych decyzjach. Mimo to jestem zdania, że warto próbować?.

Późne rozpoznawanie swojej drogi i podejmowanie decyzji to jedna rzecz. Ale gorzej, że jest jeszcze druga, z której mocno powinnyśmy sobie zdawać sprawę. Otóż coraz częściej pojawia się wyrażane przez młode osoby  przekonanie, że nigdy nie można być pewnym. Że tak naprawdę to w tym życiu nie dowiemy się wcale, jakie jest nasze powołanie. Ten aspekt wydaje mi się bardzo znamienny. I niebezpieczny. Był już widoczny w cytowanych słowach Fau (?nigdy nie jest się na 100% pewnym?). Rusłana pisze: ?Podobno jest tak, że człowiek im dłużej się zastanawia tym trudniej podjąć mu decyzję. Tak naprawdę tu na ziemi nigdy nie będzie 100% pewności, że się ma takie czy inne powołanie, to będzie wiadomo dopiero po śmierci?. Takich wypowiedzi jest więcej, ale trudno mi je sprawnie znaleźć wśród tysięcy postów na forum.

Na szczęście pojawiają się głosy rozsądku. W mniejszości. Shy girl oznajmia: ?Muszę się z tym nie zgodzić. Jeśli składając śluby wieczyste lub przyjmując święcenia kapłańskie nie jesteś na 100% pewny, że to Twoje powołanie, to tego nie rób.  Podobnie z małżeństwem. Brak pewności można mieć idąc do postulatu czy do seminarium. Ale na próbę się nie przyrzeka?.

Myślę, że to jest wyzwanie. Zaproszenie. Są w  życiu momenty ostatecznych decyzji. I do tego, jak do stałości, wierności, też trzeba ludzi wychowywać. Zmienność, względność, przejściowość, asekurowanie się, tymczasowość i niechęć do ostatecznych zobowiązań są fatalnymi pułapkami naszej współczesnej kultury. Nie ma co grymasić, trzeba się z nimi mądrze zmierzyć.

I chyba trzeba też konkretnie odpowiadać młodym ludziom. ?W momencie, gdy  ślubuję, Bogu lub człowiekowi przed Bogiem, moim zdaniem powinnam mieć spokojną, jasną pewność woli i serca. Pełne przekonanie, że to jest moja droga, ten człowiek, ta wspólnota. Bez furtek w rodzaju:  raczej tak, ale wiecie, różnie bywa, świat jest jaki jest, człowiek jest słaby, może się coś zdarzyć, w sumie zobaczymy... Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdzie w prośbie o śluby wieczyste piszę szczerze:  ?no na 92% myślę, że to moje powołanie, 100% pewności nie mam, więc proszę o dopuszczenie?.

Małżeństwo, kapłaństwo, wieczysta konsekracja nie są na próbę. Próba jest wcześniej.

 Kasia

(z naszego Biuletynu)